Peru – Cordylliera Blanca – 19.09 – 30.09

Dzień podróży 203-214
Postanowiliśmy zmienić klimat i krajobraz, a przede wszystkim odwiedzić góry. Były one

Aklimatyzacja w hostelu w Huaraz

Aklimatyzacja w hostelu w Huaraz

ważnym punktem naszej podróży w najstarszych planach takowej (tak mniej więcej od lat). Cordyliera Blanca – bo tak się nazywają, są uznawane przez niezależnych autorów ulotek informujących o atrakcjach Peru i przez autorów niektórych przewodników (w tym tych modnych), za najpiękniejsze góry świata. My, dopóki jeszcze nie odwiedziliśmy tych gór za dużo też tak uważamy. (Może jak dotrzemy do Patagonii to zmienimy zdanie). Urok tego miejsc oczarował nas od pierwszego ranka spędzonego w Huaraz. Wtedy to, po nocy niezbyt dobrze przespanej w autobusie wspinającym się po górskich drogach, czekaliśmy w hostelowym salonie na udostępnienie na pokoju, a za oknami rozpościerały się widoki na okoliczne góry. Chcieliśmy więc jak najprędzej ruszyć, ale niestety nasze organizmy nie były jeszcze na to gotowe. Musieliśmy
W Willkawain

W Willkawain

przyzwyczaić się do wysokości – początkowo szybkie wstawanie wywoływało zawroty głowy, wchodzenie po schodach – zadyszkę, a do tego noce nie były dobrze przespane, gdyż zwyczajnie brakowało oddechu. Dlatego kolejnego dnia wybraliśmy na kilkukilometrowy spacer do ruin osad z czasów preinkaskich Willkawain i Ichic-wilkawain. Gdy zdawało nam się, że czujemy się dobrze, wybraliśmy się na jednodniowy trekking nad jezioro ’69’. (Wasze skojarzenia absolutnie są nie na miejscu. Jezioro 69 – to numer kolejny jeziora, których w tych górach jest tyle, że nazw dla wszystkich by brakło). Kilkugodzinne podchodzenie (na wysokość 4600 mnpm) skończyło się tęgim bólem głowy (jedna z typowych dolegliwości związana z wysokością), który nie dał do końca cieszyć się z uroków miejsca w którym akurat byliśmy. A było przecudnie – nie będę nawet próbował opisać tego – rzućcie okiem na zdjęcia. Ponieważ dolegliwości 'wysokościowe’ skończyły się po dobrze przespanej nocy, postanowiliśmy znaleźć organizatora naszej następnej wyprawy – słynnego trekkingu doliną Santa Cruz. Już nazajutrz ruszyliśmy w trasę małą, bo
Marsz w dolinie Santa Cruz

Marsz w dolinie Santa Cruz

siedmioosobową grupą: prócz nas było czterech Amerykanów, i Holenderka. Do tego przewodnik i poganiacz osiołków. Pierwszy dzień przewidywał przejazd (pięć godzin) z Huaraz do Vaqerii (3600mnpm) i trzygodzinny spacer do pierwszego obozowiska. Tam, po rozbiciu namiotów, zjedliśmy pyszną kolację (od tej pory każdy posiłek z uwagi na panujące warunki i zmęczenie był uznawany za pyszny). Po kolacji wieczorek zapoznawczy nie trwał za długo, bo kąsające insekty rozgoniły nas do swoich namiotów. Drugiego dnia wykonaliśmy ponad czterogodzinne podejście na przełęcz Punta Union (4750 mnpm) – najwyższy punkt naszej trasy i zarazem najtrudniejsze podejście. Po zdobyciu
Widok z przełaczy Punta Union i my.

Widok z przełaczy Punta Union i my.

przełączy czekało nas jeszcze trzygodzinne zejście do obozowiska. W obozowisku oczywiście przepyszne posiłki. Dzień trzeci i czwarty to zejście doliną Santa Cruz wśród malowniczych krajobrazów i zmiennych warunków pogodowych. Trekking zakończył się w miejscowości Cashapampa (2800mnpm), skąd powróciliśmy do Huaraz. Mimo dolegliwości zdrowotnych (zatrucie lub objawy choroby wysokościowej) i pogodowych wędrówkę uznajemy za udaną. Niestety tylko momentami zachmurzenie dawało nam szansę cieszyć się z uroków otaczającej nas natury, ale tak to już jest „po sezonie”. Po powrocie jeszcze dwóch dni nasze układy pokarmowe potrzebowały na dojście
Ostatni dzień trekkingu Santa Cruz...pięknie opaleni czy po prostu brudni?

Ostatni dzień trekkingu Santa Cruz…pięknie opaleni czy po prostu brudni?

do siebie. Gdy poczuliśmy się dobrze odbyliśmy dwie piesze wycieczki. Nad jezioro Wilcacocha, gdzie podziwialiśmy panoramę Cordylliery Blanki i ostatniego dnia pobytu nad jezioro Churup. Tam wymagające podejście (w trakcie wspinaczki okazało się, że łańcuchy mające ułatwiać drogę zniknęły i zostały tylko stalowe zaczepy) wymęczyło nas na tyle, by dobrze spać w autokarze, który zabrał nas z tego górskiego raju w stronę wybrzeża centralnego Peru, gdzie to… Ale o tym w następnym wpisie.

przebytych kilometrów rowerem:
12/5245 (w dniach opisanych powyżej/łącznie)