Wybrzeże Południowe: Ica – Nasca 01.10 – 05.10

Dzień podróży 215-219
Na wybrzeże południowe z Huaraz wybraliśmy się autobusem. Nie czuliśmy już paraliżującego

W drodze do Huacachina

W drodze do Huacachina

strachu przed pedałowaniem, a jedynie lekki dyskomfort. Dodatkowo wizyta w Huaraz uświadomiła nam jak bliskie i nieuniknione jest nadejście pory deszczowej. Po spędzeniu szesnastu godzin w autobusie (z przesiadką wLimie) wysiedliśmy w mieście Ica. Szybko postawiliśmy rowery na koła i ruszyliśmy zakwaterować się w znajdującej się nieopodal Huacachinie. Huacachina to oaza pośrodku pustynnych wydm. Taka z palmami, egzotycznymi roślinami i skwarem pustyni. Kiedyś było to miejsce wypoczynku peruwiańskich elit. Dziś jest to duża piaskownica w której bawią się gringo w zabawy polegające na zjeżdżaniu na desce po wydmach – sandboardingu (po przygodzie z wulkanoboardingiem nas to nie pociągało), jeżdżeniu po wydmach quadami i innymi pojazdami 4×4 czy też na organizowaniu dzikich campingów na wydmach podczas których główną atrakcją jest odurzanie się. Huacachina oferuje też możliwość noclegu na czym nam zależało najbardziej. Noclegów w atrakcyjniejszych okolicznościach niż oferuje to miasto Ica.
Huacachina - ptak przyrody na tle peruwiańskich barw

Huacachina – ptak przyrody na tle peruwiańskich barw

Niestety do tego też trzeba mieć szczęście. Nas ono chwilowo opuściło i zatrzymaliśmy się na dwie noce w pokojach gościnnych przy najgłośniejszym i najdłużej otwartym pubie. W dniu pomiędzy tymi dwoma nocami wybraliśmy się do Paracas – gdzie z pokładu łodzi oglądaliśmy wyspy Ballestas. Na wyspach tych podziwialiśmy niespotykane przez nas dotychczas ilości ptaków morskich, lwów morskich i pingwinów Humbolta. Wyspy te z uwagi na wielką liczebność dzikich zwierząt i przystępną cenę dla chcących je podziwiać turystów zwane są Galapagos dla ubogich. Miejsce to znane jest także jako źródło guana ptasiego pozyskiwanego do produkcji nawozów. Co pięć lat przez kilka miesięcy robotnicy zbierają surowiec i następnie jest on
Islas Ballestas - "Galapagos dla ubogich" - ptaki i lwy morskie

Islas Ballestas – „Galapagos dla ubogich” – ptaki i lwy morskie

eksportowany do USA. Jak dużo tego guana ptaki produkują przekonaliśmy się namacalnie – stając się ofiarami bombardowania tymże. Po odwiedzeniu wysp udaliśmy się do Parku Narodowego Caracas, gdzie chronione prawem są osobliwości natury nieożywionej – klifowe, pustynne i wręcz bajeczne wybrzeże. Po wycieczce wróciliśmy do Huacachiny, gdzie po nieprzespanej nocy (dyskoteka trwała do rana) zmuszeni byliśmy zostać dzień (i noc) dłużej w innym miejscu tak, by było możliwe wyruszenie wczesnym rankiem. Dnia trzeciego rana ruszyliśmy zatem na rowerach w kierunku oddalonej o około sto sześćdziesiąt kilometrów Naski. Podróż odbywała się w warunkach niezbyt różniących się od tych w okolicach Mancory. Droga wiodła wśród pustynnych wzgórz. Jedynie upał był większy, brakowało morza w zasięgu wzroku no i wiatr wiał w kierunku czasem nam pomagającym. Do miejscowości Nasca jechaliśmy dwa dni z przerwą na nocleg w małej osadzie Palpa. Po drodze zwiedziliśmy geoglify Palpa i dwa
Palpa - pierwszy wypatrzony geoglif

Palpa – pierwszy wypatrzony geoglif

widoczne z drogi malowidła z grupy Nasca. Odwiedziliśmy także muzeum fascynatki i badaczki geoglifów – Niemki Marii Reiche. Namiastka linii które widzieliśmy po drodze nie zaspokoiła naszych apetytów na podziwianie w pełnej krasie tych malowideł niewytłumaczalnego do tej pory przeznaczenia i pochodzenia. W Nasca skierowaliśmy się zatem od razu na lotnisko, by zorientować się czy „oblecenie” linii nie kosztowałoby za wiele. Mieliśmy szczęście – nie kosztowało. Trafiliśmy bowiem na lotnisko gdy kompletowano pasażerów do jednego z ostatnich lotów widokowych. Zgadnijcie ile miejsc wolnych miała awionetka juz prawie gotowa do startu? Mieliśmy więc ciekawą pozycję do negocjowania ceny, z której skorzystaliśmy. Udało się. Wzbiliśmy się w powietrze na pokładzie samolotu pilotowanego przez załogę robiącą to od dziesięciu lat (około sześć oblotów trasy dziennie). Widziane z góry geoglify fascynowały nas (pilotów raczej trochę mniej)., Obserwacja z góry fenomenu nie przyniosła mi do głowy prostego wytłumaczenia jego genezy.
Przelot, choć czterdziestominutowy minął nam bardzo szybko.
Linie Nasca - Koliber

Linie Nasca – Koliber

Widoki były jednak naprawdę niesamowite. Oprócz sławnych geoglifów przedstawiających najprzeróżniejsze zwierzęta takie jak małpa (skąd małpa na pustyni tak odległej od dżungli?), pies, wieloryb, koliber, kondor czy pająk pustynny płaskowyż przecinały tysiące linii prostych. Można było też zaobserwować przeróżne figury geometryczne. Fascynujące było to, z jaką determinacją rysowane były te kształty, bowiem linie niejednokrotnie „przecinały” występujące wzgórza i pagórki.
W przelocie udaliśmy się do centrum miasta. Tam tego samego wieczoru udało nam się znaleźć
Palpa - nasze ulubione geoglify

Palpa – nasze ulubione geoglify

autobus dzięki czemu uniknęliśmy spędzenia doby w tym nieciekawym, pustynnym mieście. Tak, powiedzieliśmy sobie, że to już ostatni raz korzystamy z tego dobrodziejstwa cywilizacji bowiem dwunastogodzinna podróż autobusem zastępująca dwunastodniowy podjazd rowerem dawał nam te jedenaści dni przewagi nad upływającym czasem przynoszącym deszcze w regionie który chcieliśmy jeszcze trochę pozwiedzać. Tak czy inaczej następnego dnia zainaugurowaliśmy swój pobyt w Cusco. A dlaczego Cusco i co nas tam spotkało dowiecie się niebawem.

przebytych kilometrów rowerem:
142/5387 (w dniach opisanych powyżej/łącznie)