Patagonia cz.I ( 10.01-09.02.15)

Dzień podroży 316-347
Z Nauquen ruszylismy w strone Andow i ich , pelnych jezior i rzek, parkow narodowych. Nim dane

Plywajac w rzece

Plywajac w rzece

nam bylo skorzystac z tych cudow natury doswiadczylismy cudu niebywalej goscinnosci u pewnej argentynskiej rodziny. Z rodzina Sylvii i Mario spotkalismy sie podczas odpoczynku nad rzeka Limay, gdzie zaproponowali nam – strudzonym wedrowcom – napitek, poczestunek, a na koniec miejsce w ich domu w Junin de Los Andes. Z grzecznosci nie odmowilismy, z grzecznosci tez opuscilismy ich dom po dwoch dniach i dojechalismy do San Martin gdzie rozpoczyna sie stutrzydziesto kilometrowa trasa „Siedem jezior”. Planowalismy ja pookonac w trzy – cztery dni.
Nad jeziorem Nahuel Huapi

Nad jeziorem Nahuel Huapi

Ostatecznie zajelo na to ponad tydzien, a wygonil nas z niej brak jedzenia w sakwach i gotowki w sakiewkach. Bylo tam cudownie:przy pieknej pogodzie, kampujac nad rzeka lub jeziorem, z widokiem na gory o ktroych pieknie pisac ne sposob. Trasa „Siete Lagos” skonczyla sie w Villa Agnostura. Z tamtad udalismy sie do Chile, na mala wyprawe handlowa: po zakup opon, ktorych nie moglismy znalesc w Argentynie , a ktore byly nam do podrozowania niezbednie konieczne. Wyprawa niezbyt sie udala – rozmiar 28×1.5 co innego znaczy w Polsce, a co innego w Chile – o czym sie przekonalismy po powtornym przekroczeniu
Przelecz Samore - powrot z zakupow

Przelecz Samore – powrot z zakupow

Andow w drodze powrotnej do Villa Agnostura. Od powtornej wyptawy powstrzymal nas fakt, ze w koncu dostalismu porzadane opony w miejscwym (w V. Agnostura) sklepie (ktory uprzednio byl zamkniety z powodu sjesty personelu). I tak w miare spokojni o potencjalne problemy techniczne ruszylismy dalej na poludnie. Szybciej niz zakladalismy przejechalismy przez turystyczne Bariloche, a popedzil nas takze obecny w tym miescie duch niemieckiego, powojennego, osadnictwa. Dalsze dni pokazaly nam, dlaczego ci niemieccy osadnicy wybrali sobie takie miejsce.
Pustynia patagonska

Pustynia patagonska

Piekne gory i jeziora zachwycaly nas nieustannie i spowalnialy nas jeszcze bardziej. I tak brnac przez osaczajace piekno dotarlismy do miasteczka Cholila. Zapewne przejechalibysmy przez nie bez przystanku, gdybysmy nie mieli przyjemnosci zatrzymania sie w kosciele. W parafialnym kosciele prowadzonym przez polskiego misjonarza – ksiedza Adama. Ksiadz Adam podzielil sie z nami miejscem w kosciele (w ktorym i on nocuje), jadlem, swoim czasem i historia swojej drogi na Patagonie. Zabral nas tez do osady lezacej w srodku „niczego” – polpustynnych
Gaucho i typ na koniu

Gaucho i typ na koniu

terenow zwanych maseta, gdzie co niedziela glosi Slowo Boze wsrod lokalnych indian. Znalazl tez on czas na wspolne my – wedkowanie, on – lapanie ryb. Byl to swietny czas odpoczynku przed dalsza, glownie nieutwardzona droga przez Patagonie, o ktorej napiszemy niebawem…


przebytych kilometrów rowerem:
950/9177 (w dniach opisanych powyżej/łącznie)