03.04.2014 Dzień 4 Puerto Morelos
Planowaliśmy szybkie śniadanie i szybki wyjazd…i prawie nam się to udało.
Do Puerto Morelos postanowiliśmy pojechać przez „Hotel Zone”, która to ciągnie się przez 30 km wzdłuż pięknych, białych plaż. Niestety, choć teoretycznie dostęp do plaży powinien być zapewniony to większość miejsc jest niedostępna dla turystów, którzy w hotelach nie mieszkają. Ta turystyczna riviera to taka twierdza dla bogatych…Może to i nawet fajnie mieszkać w luksusowym hotelu z klimatyzacja, ale ja wolałabym zachować naturalny kształt nabrzeża.
Przejechaliśmy strefę hoteli, zadając szyku jasnymi skarpetami założonymi do sandałów i wjechaliśmy na autostradę. Jest to bardzo tłoczna i niezbyt miłą dla rowerzystów trasa…niestety jedyna w kierunku Puerto Morelos. Taka to jednak autostrada, że ma pas awaryjny – idealny dla rowerzystów…i całe szczęście!
Jako że poparzenia słoneczne dawały nam się we znaki postanowiliśmy zostać w Puerto Morelos przez 3 dni i zwiedzać tylko to, co jest w cieniu.
04-05.04.2014 Dzień 5 i 6 Droga studni
Z rana pobudka. Tak, żeby zdążyć na wschód słońca i móc cieszyć się plażą zanim upał stanie się nie do zniesienia. Krótki spacer po budzącej się do życie wiosce rybackiej, a następnie wycieczka do cenoty „Siete bocas” czyli studni „Siedmiu gąb”.
Na Jukatanie nie ma jezior, stawów ani rzek. Przynajmniej tych naziemnych. Cała słodka woda tego półwyspu skrywa się pod ziemią tworząc podziemny system wodny. Od czasu do czasu dostęp do tej wody jest możliwy dzięki studniom tzw. cenotom. Powstały one na skutek uderzenia meteorytu (podobno tego samego, który spowodował wyginięcie dinozaurów). Część tych studni pełniła funkcje sakralne dla Majów, część była źródłem wody pitnej…Faktem jest to, że wszystkie miasta starożytnych plemion budowano tu w pobliżu tych studni.
Cenota „Siete bocas” znajduje się ok. 20 km od wioski i wiedzie do niej spokojna droga, wzdłuż której co kilka kilometrów znajdują się inne studnie. Po 17 km należało skręcić w leśną drogę. Wiedzieliśmy, że dotarliśmy do celu, gdy dopadła nas sfora szczekających psów. W ogóle psów jest tutaj mnóstwo. Takich wychudzonych, wałęsających się po ulicy również. Część ludności miejscowej używa ich jako alarmu, a gdy alarm nie działa całkiem dobrze, to jest wyrzucany. Te pieski z farmy w pobliżu naszej cenoty świetnie spełniały swoją rolę.
Gdy przyjechaliśmy słońce było wysoko i wpadało prosto do studni nadając wodzie cudownego koloru turkusu. Woda w cenotach jest krystalicznie czysta, więc widać było te wszystkie kolorowe ryby tańczące w promieniach rozszczepionego słońca…Naprawdę nic dziwnego, ze część tych studni to miejsca święte i jeszcze dziś nie można się w nich kąpać. 'Siete Bocas’ całe szczęście świętym miejscem nie było i nie jest. Jest to siedem studni połączonych ze sobą pod ziemią. Pływaliśmy więc w tych podwodnych jaskiniach. W tej ciszy, gdy słychać tylko plusk wody odbijającej się od ściany jaskini można jeszcze poczuć jedność z naturą…A można też poczuć niesamowitą frajdę skacząc do głębokiej na sto piędziesiąt metrów studni.
Tafla woda jest oczywiście TYLKO sześć metrów poniżej poziomu terenu. Trzeba było jednak wracać, by godnie przegotować się do dnia szóstego wyprawy, na który przepadał odpoczynek połączony z wizytą w ogrodzie botanicznym.
przebytych kilometrów rowerem:
97/179 (w dniach powyżej/łącznie)