Campeche 19.04 – 22.04.2014

Campeche 19.04 – 22.04.2014 Dzień 49-52
Z Meridy wyruszyliśmy w drogę wpół do siódmej, ponieważ przed nami był kawał drogi, a nie znaliśmy miejsca naszego noclegu. Dziś Wielki Piątek – najbardziej uroczysty dzień w kalendarzu katolickiego meksykanina. Ale Wielki Piątek w Meksyku i Wielki Piętek w Polsce to zupełnie niepodobne do siebie dni. Post? Nie w Meksyku! Tutaj zabawa trwa w najlepsze.

Z serii: kościoły

Z serii: kościoły

My w ramach Wielkiego Piątku zwiedzaliśmy postkolonialne kościoły w mijanych miasteczkach. Z tego co zauważyliśmy na Jukatanie nie ma tradycji przygotowywania Grobu Pańskiego. Natomiast wystawiana jest przed ołtarzem figura płaczącej Matki Boskiej. W Uman byliśmy świadkami prawdziwych tłumów – przez miasteczko wiła się kolejka wiernych chcących pomodlić się przed świętą figurą.
Z serii: kościoły

Z serii: kościoły


Pogoda była idealna do jazdy rowerowej – chmury dawały kojący cień, a wiatr wiejący w plecy pchał do przodu. Tak dotarliśmy do Calkin gdzie niebo pociemniało i zaczęło kropić. Zaczęliśmy szukać noclegu, jednak jedyne co oferowało nam to urocze miasteczko to ciemna klitka w astronomicznej cenie. Postanowiliśmy więc zaryzykować i jechać dalej. Nie wiadomo kiedy na liczniku wybiło nam sto kilometrów. Chcieliśmy znaleźć schronienie na nc. Na sto piętnastym kilometrze natknęliśmy się na motel – 'Motel Karmina’. Miejsce miłe, pokoje z łazienką prawie zdecydowani pytamy o cenę i obsługujący zbił nas z tropu pytając nas na ile godzin chcemy wynająć pokój! 🙂 Tak to skończyliśmy naszą pielgrzymkę w różowym moteliku. Pozwolono nam tam jednak rozbić namiot na całą noc i skorzystać z łazienki. Niczego więcej nie było nam trzeba!
Nasz ukochany domek

Nasz ukochany domek


Następnego dnia wczesna pobudka jak co dzień w trasie, ale już tylko sześćdziesiąt pięć kilometrów dzieliło nas od miasta piratów. Po drodze, o siódmej z rana w Chocholi natknęliśmy się na procesję z figurą Matki Bokiej. Zarówno to, jaki i wszystkie poprzednio napotkane przez nas wydarzenia religijne były ubezpieczone liczną eskortą policyjną.
Krajobrazy zaczęły się zmieniać, – z płaskiego i wysuszonego Jukatanu wjechaliśmy do pagórkowatego i nieco bardzie zielonego stanu Campeche. Przy okazji zostaliśmy przeszukani przez stacjonujący tu patrol policji. We wszystkich trzech przejechanych przez nas stanach na granicach miast były rozlokowane stanowiska policyjne. Ta nasza „rewizja” była jak nam się wydaje wynikiem ciekawości policjantów. Standardowe pytania skąd i dokąd jedziemy, sprawdzenie czy w torbach na kierownicach nie szmuglujemy haszyszuany i jesteśmy wolni…
Tak kolorowo jest na każdej ulicy w Campeche

Tak kolorowo jest na każdej ulicy w Campeche


Do miasta Campeche wjechaliśmy około pierwszej po południu, nadmorską ścieżką rowerową,- znaleźliśmy hostel…i poszliśmy spać! W nogach wciąż czuliśmy wczorajszy dystans, a formy wciąż jeszcze nie mamy.
Po drzemce wybraliśmy się na spacer uliczkami świecącego pustkami centrum historycznego. Campeche w XVIII i XIX wieku było częstym celem ataków karaibskich piratów, stąd w całym mieście można natknąć się na liczne fortyfikacje , które miały chronić mieszkańców przed grabieżą.
Mury obronne miasta

Mury obronne miasta

Ścisłe centrum historyczne jest przeurocze – uliczki zabudowane się kolorowymi kamienicami – każda w innym kolorze, a całość otoczona murami obronnymi, po których można się przejść.Główną arterię, teraz zamienioną na deptak, tworzyła droga łącząca dwie bramy; 'drzwi na morze’ i 'drzwi na ląd’.
Wieczorem wzięliśmy udział w dziwnej, wieczornej mszy rezurekcyjnej, pod koniec której figura Chrystusa Zmartwychwstałego pojawiła się pośród wystrzałów fajerwerków i ogni sztucznych.
Następnego dnia znaleźliśmy camping, gdzie zostaliśmy dwa dni dłużej,
Camping w Campeche

Camping w Campeche

bo nam się w Campeche bardzo spodobało. Z obiektów udostępnionych do zwiedzania były tylko katedra i mury obronne, reszta – muzea w dawnych fortach – pozamykane zostały na okoliczności: renowacji, niedzieli wielkanocnej i pierwszego poniedziałku tygodnia. Po spacerze po murach i uliczkami pięknej starówki (jak się niestety okazało piękno kamienic było tylko fasadowe), uznaliśmy że pora nam już jechać do następnego punktu na naszej mapie – Palenque.

przebytych kilometrów rowerem:
203/1443 (w dniach opisanych powyżej/łącznie)