Ameryka Środkowa stała się naszym celem podróży przez czysty przypadek, a ściślej mówiąc przez szczęśliwy splot taryf przewoźników lotniczych.
Podróż rozpoczęliśmy w Meksyku, o którym wiedzieliśmy dużo porównując z innymi krajami: wiedzieliśmy gdzie leży, jaką ma walutę, wiedzieliśmy też, że byli Majowie, że tequilla, że sombrero…
W Meksyku spędziliśmy najwięcej czasu, bo dwa i pół miesiąca. Rozpoczęliśmy od niezwykle uprzemysłowionego turystycznie wybrzeża, gdzie wypracowywaliśmy formę współpracy ze wszechobecnym słońcem, zwiedzając mniej i bardziej popularne strefy archeologiczne poznawaliśmy zabytki kultury Majów. Potem dotarliśmy do Meridy, gdzie spędziliśmy ponad miesiąc. Wzięliśmy udział w kursie językowym dzięki któremu z tygodnia na tydzień łamaliśmy kolejne bariery komunikacyjne i dzięki któremu możemy teraz czuć się naprawdę pewnie jadąc przez kolejne hiszpańskojęzyczne kraje. Z Meridy udaliśmy się do Campeche, gdzie spędziliśmy święta Wielkanocne i dalej do stanu Chiapas z dwoma mocnymi punktami drogi – Palenque (i jego strefy archeologiczne położone w dżungli) i San Cristobal de Las Casas. San Cris był punktem zwrotnym naszej podróży. To tu zdecydowaliśmy, że skoro dajemy radę pod górę, a tubylcy nas nie zjedli, nie obrabowali ani nie puścili w samych tylko gaciach (które dzięki ostrzeżeniu PT konsula Polski w Meksyku zawsze przezornie, choć jak się okazało niepotrzebnie, zawsze mieliśmy czyste), to pojedziemy na południe. Zaniechaliśmy zatem naszych planów podboju Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Kolejnym krajem na naszej drodze była Gwatemala. Tam bardzo miło spędziliśmy czas nad jeziorem Atitlan, a następnie w zabytkowej Antigule. Dzięki gościnności Carlosa z San Cristobal Totonicapan tygodniowa niedyspozycja jedynej dziewczyny w naszej grupie minęła w miłym otoczeniu. Z Gwatemali udaliśmy się do Salwadoru, gdzie przed zbrojnymi bandami kryliśmy się na plażach i w oceanie. Następnie przesmyknęliśmy się przez Honduras do Nikaragui. Ten kraj wspominamy chyba najlepiej z naszej centroamerykańskiej przygody. Tu odbyliśmy bardzo fajny trekking na wulkan, tu śledziliśmy przebieg mistrzostw świata, tu odprężyliśmy się nad jeziorem Nikaragua. Było miło. W Nice zdaliśmy sobie sprawę, ze poruszamy się za wolno, by rowerami dotrzeć do Panamy. Zdecydowaliśmy więc, że przez Kostarykę przejedziemy rowerami tylko do San Jose, skąd weźmiemy autobus do Panamy i dalej już samolotem polecimy do Quito w Ekwadorze by kontynuować naszą podróż już przez Andy w najlepszym do tego czasie. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy, zwiedzając po drodze rezerwat lasu mglistego MonteVerde, dzięki gościnności warmshowera Ronalda skosztowaliśmy smaczki stolicy Kostaryki, a następnie odwiedziliśmy oczywistą atrakcję Panamy – kanał. W Panamie pożegnaliśmy tropikalny klimat, który tak dał nam się we znaki, dynamiczna rozmową z obsługą lotniska, która nie chciała zbytnio współpracować w zakresie transportu naszych rowerów. Ostatecznie to się udało. Wylecieliśmy i wylądowaliśmy w Quito, ale to już historia na inną opowieść…
Reasumując, to jesteśmy bardzo zadowoleni, że tak nieprzygotowana, bo nigdy wcześniej nie planowana trasa dostarczyła nam tylu pozytywnych wrażeń.
Teraz to, co każdy lubi – garść statystyk:
Podczas 139 dni naszej wyprawy w Ameryce Środkowej, 61 spędziliśmy przemieszczając się z pełnym ekwipunkiem.
Przejechaliśmy 5067.kilometrów w tym:
– rowerem 3857 kilometrów
– autobusem 1210 kilometrów
Dodatkowo przepłynęliśmy 56 NM.
Najdłuższy odcinek dzienny w trasie:
Choluteca (Honduras)- Chinandega (Nikaragua) 122 km
Najkrótszy odcinek dzienny w trasie:
Palenque – Misol-Ha (Meksyk) 24 km
Odcinek z największą ilością podjazdów:
Quetzaltenango – San Cristobal Totonicapan (Gwatemala)- 75km – 1740 metrów podjazdów
Odcinek odczuwalnie najcięższy:
– dla Magdy: Palenque – Misol-Ha (Meksyk) 24 km, 800 metrów podjazdów
– dla Kuby: Puntarenas – Atenas (Kostaryka) 50 km, 1542 metry podjazdów
Problemy zdrowotne podczas trasy:
– zapalenie ucha leczone antybiotykami (Magda, w Gwatemali)
– liczne, mniej i bardziej spektakularne, problemy żołądkowe,
– opryszczka x2 (Kuba) leczona lekami antywirusowymi,
– otarcia naskórka i odciski powodowane upadkami bądź obuwiem
Napotkane problemy techniczne sprzętu rowerowego:
– dziewięć złapanych kapci w trasie,
– dwie zniszczone opony (jedna przez zły montaż klocka hamulcowego, druga podczas uderzenia o ostrą krawędź dylatacji mostu) – zastąpione jedynymi dostępnymi w tym rozmiarze, tanimi oponami Kenda,
– 8 pękniętych szprych(większość w tylnim kole roweru Kuby),
– komputer Magdy „bez nazwy” po awarii zastąpiony przez CatEye,
– wymienione 4 komplety klocków hamulcowych (zwykłe zużycie),
– siodełko Sportturer – drogie, niemieckie – rozlatuje się, ciągle w użyciu po oklejeniu szarą taśmą,
– komputer Kuby – VDO C2 – po wielu latach służby obecnie w stanie dekompozycji, co trzy dni działa, więc z uwagi na przywiązanie doń nie zmieniany,
– dwie owijki na kierownicę (zwykłe zużycie),
– dwie fajki linki hamulca (jedna pracowała z oporami, druga rozleciała się na okoliczność częstego wypinania – obydwie Kellys),
– żarówka halogenowa w lampce przedniej.
Napotkane awarie sprzętu campingowego:
– mata Quechua uległa rozszczelnieniu gdzieś w Nikaragui (naprawiona przez wymianę w Ekwadorze)
– tanie garnki Vango, model non-stick okazały się straszną tandetą , która przywiera, przypala, emalia się złuszcza – cena czyni cuda – nie naprawiane, używane dalej.
Lista rzeczy do znalezienia:
(nie to, żebyśmy coś gubili, ale…)
– Wkład do spiwora – Sea2Summmit – zgubiony na odcinku Merida-Campeche (Mex)
– Kapelutek p.sloneczny – zgubiony w Chiapas (Mex)
– Scyzoryk – szwajcarski fajny, (bosko ciął trzewia makrel..) – zgubiony w Salwadorze
– Opaska na głowę SWIX – zgubiona w Gwatemali
– Linka – zamkniecie do roweru – zgubiona w Gwatemali
– Solniczko – Pieprzniczka turystyczna – zgubiona w Gwatemali
Piosenki które nam towarzyszyły:
Wałkowane bez litości, w hostelach, barach, jadłodajniach, autobusach czy nawet w tak zacnym miejscu jak”Carniceria Nino Jesus”:
Opublikowaliśmy
15 postów na blogu, co spotkało się z nielada odzewem:
Blog zanotował:
– 2613 odsłon w 810 sesjach przy udziale 328 użytkowników (za google analytics),
– 98 polubień fanpejdża
– 9 komentarzy pod artykułami (od 4 unikalnych czytelników).
– najpopularniejszy wpis miał 132 odsłon do dziś o San Cristobal de Las Casas (za wordpress.org),